Pozycja trupa i inne formy życia

Jest taki dzień w tygodniu, miesiącu, czasem w całym życiu –

kiedy jedyną pozycją, na jaką masz siłę, jest Shavasana.

Pozycja trupa. Brzmi groźnie, ale… to przecież bezruch. Oddech. Cisza.

Leżenie na plecach. Pachy wolne. Stopy ciężkie. Brzuch miękki.

Nie trzeba się starać.

Nie trzeba się napinać.

Nie trzeba wyglądać dobrze.

Ale to, co nazwano pozycją śmierci, jest w rzeczywistości bardzo żywe.

Ciało mówi: „Mam dość”

I to nie znaczy, że jesteś słaba. To znaczy, że jesteś uważna.

Shavasana jest jak porozumienie zawarte z grawitacją.

Leżysz i oddajesz ciężar – nie tylko mięśni, ale wszystkiego, co dźwigasz na barkach.

I nie chodzi o to, by natychmiast się „zregenerować”, „naładować baterie”.

Nie jesteś przecież sprzętem biurowym.

Chodzi o to, by przestać walczyć z własnym napięciem.

Zamiast „rozciągnij się” –

połóż się.

Zamiast „poczuj flow” –

poczuj podłoże.

Zamiast „napnij” –

rozwal się wygodnie pod kocem.

Shavasana koi układ nerwowy

W tej niepozornej pozycji aktywuje się nerw błędny – ciało przechodzi z trybu „walcz albo uciekaj” do „oddychaj i traw”. Ciśnienie zaczyna spadać. Mięśnie przestają odbierać sygnał: „bądź gotowa na wszystko”. Emocje, które wcześniej były zamrożone, mogą wreszcie przepłynąć.

Shavasana to pozycja, która uczy zaufania – do podłoża, do ciała, do chwili, w której nic nie trzeba.

Joga, która zaczyna się od pytania

Joga, jakiej mnie uczono, była złożona z zadań.

Pozycje do wykonania. Głębokość skłonów. Porównywanie ze wzorcem.

Byłam za mało rozciągnięta. Za bardzo nie taka.

Joga, jakiej uczę się teraz i uczę innych, to nie metoda.

To sposób bycia.

Zaczyna się od pytania: jak się mam?

Od zgody na to, że dziś chcę tylko leżeć i wzdychać.

I to też jest praktyka.

I to też mi pomaga.

Bo wzdychanie to ruch emocji.

To ciało mówiące: „coś właśnie puściłam”.

To mała wewnętrzna rewolucja bez przemocy.

Mała praktyka: wzdychanie na serio

Znajdź chwilę. Usiądź lub połóż się.

Weź wdech nosem. I długi, słyszalny wydech ustami.

Jakbyś zdmuchiwała coś, co już Ci nie służy.

Jakbyś mówiła: „uff… nareszcie”.

Powtórz tyle razy, ile potrzebujesz.

Zatrzymaj się. Posłuchaj.

Czego teraz doświadczasz?

Nie musisz tego nazywać.

Ciało wie.

I może to właśnie jest Twoja joga

Nie ta na zdjęciach. Nie ta do zaliczeń. Nie ta z perfekcyjną sekwencją.

Tylko ta, która zaczyna się od prawdy.

Od zgody na niewygodę.

Od relacji z ciałem, które ma coś do powiedzenia.

Shavasana to nie koniec praktyki.

To jej początek.

Chcesz więcej praktyk, które zaczynają się od oddechu, a kończą w sercu?

Dołącz do mojego newslettera Latawce Mocy

listów pisanych z ciała i dla ciała, z oddechem, opowieścią i mikropraktyką: